niedziela, 10 lipca 2016
Na pożegnanie z Malediwami. Prawdy i mity.
I to już koniec malediwskiej przygody. Piszę przygody, ponieważ to była podróż z przygodami, a nie pobyt dwutygodniowy na jednej wyspie-resorcie, gdzie jesteś skazany na wypoczynek w złotej klatce, plażowanie z drinkiem na wygodnych leżakach, ewentualne wycieczki poza wyspę. Takie wypoczywanie jest możliwe, ale bardzo drogie. Jest to jednak rodzaj izolacji od ludności, kultury, zesłanie do raju.
Są na pewno dwa rodzaje Malediwów, te dla bogatych i te dla... Miałem użyć słowa biednych, ale biedni raczej tu nie dotrą. Bardzie adekwatne jest słowo "niskobudżetowi turyści". Ale nawet z małym budżetem trzeba na podróż tutaj wydać dwa razy więcej niż na wyjazdy do Tunezji, Maroka czy Egiptu.
Trudno stwierdzić jednoznacznie, że Malediwy są drogie. Tanie nie są, ale podróżowanie promami publicznymi, noclegi w guesthousach i hotelach odpowiadają poziomem cen reszcie świata. To Europa jest droga w porównaniu do Malediwów. Tutaj zje się taniej, ceny w sklepach są porównywalne do naszych. Tylko ceny biletów lotniczych mogą stanowić problem, bo trudno kupić bilet do Male poniżej 2000 zł.
Nie ma jednych Malediwów! Trzeba uważać na oferty biur podróży, ponieważ wyspa wyspie nierówna, a są nawet na Malediwach miejsca, które nie dorównują urodą naszemu wybrzeżu. Jedno jest tu pewne. Woda będzie ciepła jak w wannie i prawie przeźroczysta. Ryby można obserwować bez zanurzania się, pogoda nawet w czasie pory deszczowej będzie pewniejsza niż w Europie latem. Ale są miejsca, gdzie ilość budów i śmieci może przerażać. Obserwujemy właśnie wyspę-lotnisko Hulhumale. To betonowe nabrzeże z dużą ilością hoteli przypomina każdy nadmorski kurort, ale nie Malediwy. Dodatkowo hoteli w budowie jest znacznie więcej od wybudowanych. Plaża nijaka i zaśmiecona. Woda płytka i nie ma tu rafy. Jeśli tu wylądujecie na wakacje, to Malediwy będą wam się kojarzyć z udręką i nudą.
Malediwy to rajskie widoki białych plaż, palm, szmaragdowej, ciepłej i czystej wody. I takie znajdziecie na wielu wyspach albo w wielu resortach. Ale trzeba szukać. I to coraz dalej od stolicy. Blisko stolicy tylko zamknięte i izolowane resorty dbają o plaże i idylliczne klimaty. Reszta wysp publicznych staje się wielkimi placami budów od kiedy zezwolono na większą przedsiębiorczość, zalegają tam śmieci i sterty gruzu. Na fotografiach poniżej też są Malediwy, co więcej zrobiłem je nie dalej niż sto metrów od plaży. Takie widoki nie mają nic wspólnego z folderowymi wyspami, ale w tym kierunku rozwija się tu turystyka.

Malediwy to także kraj, który ma kłopoty z całkowitym otwarciem się na turystów. Najpierw oddał im, a raczej największym koncernom turystycznym osobne wyspy, żeby roznegliżowane turystki nie demoralizowały społeczeństwa muzułmańskiego. Następnie dopuścili rozbudowę bazy hotelowej nawet na wyspach publicznych, ale turystów zamyka się na tzw. "bikini beach", czyli wydzielonych plażach, gdzie nikt z tubylców nie zagląda. To często najgorsze plaże na wyspach, najodleglejsze, sąsiadujące z wysypiskami lub spalarniami śmieci. To kraj muzułmański, do tego jeden z najbardziej ortodoksyjnych. Nasza podróż przebiegała w czasie Ramadanu, przez co cały dzień zamknięte były wszystkie sklepiki, jadłodajnie. Gdyby nie obsługa hotelowa, to głodowalibyśmy do zmierzchu jak muzułmanie. Nie ma alkoholu w żadnej postaci, nie ma nawet jedzenia dla turystów. Są za to badziewne pamiątki, bo turysta kojarzy im się z bankomatem, skąd wyciąga się pieniądze w zamian za jakieś świecidełka. W innych azjatyckich krajach meczące staje się odganianie natrętnych sprzedawców, masażystów, naganiaczy do knajpek, a tutaj okazuje się... że tego brakuje.
Trzeba zrozumieć trudności tego kraju. To kraj wyspiarski, rozlokowany na ponad tysiącu wysp, stąd wszystkie ich problemy. Skąd ma każda wyspa mieć energie, skąd słodką wodę na prysznice dla turystów, gdzie odprowadzić ścieki z maleńkich wysepek, gdy tak naprawdę nie ma miejsca na nic. I co zrobić ze stertą śmieci, którą codziennie produkuje cały przemysł turystyczny. Dlatego tak często widać chmury dymu nad wyspami, a niektóre z nich zamieniły się niepostrzeżenie w wielkie śmietniska. Poniżej zamieszczam fotografię Maafushi, dużej i ważnej wyspy, nad którą stale unosi się chmura dymu. Dym stale obecny był także na Fulidhoo. Tylko wiatr decydował czym mamy oddychać.
Poza tym wyspa jest bardzo zaśmiecona. O ile hotele dbają o swoje ogródki i plaże, to na terenach publicznych jest bardzo brudno. Widać po tych oznakach bezradność służb miejscowych. Nie ma koszy na śmieci, więc ustawiliśmy kiedyś ładnie na murku przy plaży dwie butelki po sokach. Po dwóch dniach stały nadal. Nikt nie zbiera śmieci z terenów publicznych, albo robią to bardzo rzadko. Najgorsze jest w tym skażenie środowiska, bo wrażliwe korale i ryby już właściwie trudno znaleźć na Maafushi. Więc podstawowe pytanie: dla kogo budują te hotele? Kto przyjedzie na martwe rafy i brudne plaże?

I jeszcze kilka słów o porze deszczowej. Czerwiec i lipiec to nie szczyt gorszego okresu pogodowego na Malediwach. Ale o tej porze roku spotkały nas tylko dwa dni niepogody, czasem deszczyk znienacka, ale nie robił na nikim wrażenia. Temperatura wysoka, rzadko odczuwało się chłód. Tylko w czasie burzy lub po niej. Upał jest znośny. To nie męczarnia. Około 30-33 stopni. Noce najprzyjemniejsze. Może tylko ocean był bardziej wzburzony. Nie odczuwa się tego na lagunach, bo rafy powstrzymują fale, ale już na promie bardzo buja i huśta. Kilka godzin na rozhuśtanym Oceanie Indyjskim nie należy do przyjemności. Ale da się przeżyć. Nas duże fale zastały na dachu promu. Lepiej nie naśladować. Na dolnym poziomie bezpieczneiej.
I jeszcze o stolicy Male. 
Tutaj naprawdę ciężko pospacerować, zrobić zakupy. Uliczki są wąskie, ruch na drogach niemiłosierny, ilość ludzi, skuterów, samochodów jest nieproporcjonalna do powierzchni, więc na każdym kroku widać przeludnienie. Uliczki są tak wąskie, że trudno wyminąć się dwoma samochodami, a zasady ruchu drogowego nie istnieją. Na skrzyżowaniach spotykają się cztery fale pojazdów i zaczyna się improwizacja. Lepiej uciekać stąd na Hulhumale promem, bo to tylko 15 minut ale na tej wyspie-lotnisku jest przestronniej. Jest tu jakiś nowy ład architektoniczny, są skwery, parki, szerokie aleje, promenady, ale też blokowiska i dużo śmieci oraz wielki plac budowy na nabrzeżu. Pora wracać do domu. I nie myślałem, że to kiedyś powiem: dobrze jest móc wyjechać z raju. Na pewno jednak tu wrócę. Wzbogacony o doświadczenia z poprzedniego wyjazdu. I już na koniec jeszcze jedno spostrzeżenie ze świata zwierząt: nigdzie nie widziałem ani jednego psa. Koty są popularne. A jeśli chodzi o pozostałe zwierzęta, to Malediwy zdumiewają bogactwem ukrytym pod powierzchnią wody: widuje się tu manty, płaszczki, rekiny, duże żółwie, delfiny, latające ryby i całe mnóstwo drobnych i pięknie ubarwionych ryb rafowych. Z tego wszystkiego nie widziałem tylko manty. Może następnym razem.
Dodane filmy po powrocie do Polski:
Podwodne
Nadwodne
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz