Wybraliśmy tę wyspę bo jest dość daleko od Male, co powinno gwarantować czystszą wodę i więcej naturalnego i lokalnego kolorytu. Skusił nas też hotel "Season Paradise", jak na warunki lokalnej wyspy świetnie wyposażony i w przystępnej cenie. Co do hotelu nie pomyliliśmy się, a co do wyspy..? Trochę rozczarowuje. Dotąd znaliśmy trzy wyspy, a najlepsze do wypoczynku okazywały się małe i nieskażone popularnością. Były mniej zaśmiecone, miały ładniejsze rafy w pobliżu brzegu, ceny były niższe, a ludzie bardziej uprzejmi. Można takie wyspy określić malediwskimi wioskami. Ale zdecydowanie rozczarowują malediwskie wyspy-miasta, takie jak Maafushi, Male, Hulhumale. Zbyt ucywilizowane, za dużo nachalnych sprzedawców,dla których żerowanie na turystach to podstawowe zajęcie, zniszczone i zaśmiecone plaże, podeptane i martwe rafy. Thulusdhoo to taka wyspa-miasto. Jest duża, do tego stopnia, ze spacer na odległe cyple męczy. Jest długa na 5,5 km, a jej szerokość wynosi 0.6 km. Jest uprzemysłowiona, co kłóci się z potrzebami turystów, szukających namiastki raju. Na tej wyspie jest główna rozlewnia Coca Coli na Malediwach.

Do tego trwa potężna rozbudowa portu i umocniono nabrzeże na połowie obwodu wyspy potężnymi nasypami kamiennymi. Wyspa się powiększyła, powstały wyrównane spychaczami ogromne promenady utwardzonego piasku, ale nie przypomina to rajskich plaż z palmami. Może kiedyś, jak wyrosną palmy, gdy zagospodarują pustynię powstałą w wyniku remontu będzie tu przyjemnie. Na razie pozostaje dla turystów mała część plaży przy hotelach i guesthousach.


Do tego wybrzeże od hoteli w stronę portu i przystani to gruzowisko i śmietnisko bez piachu. Dla turystów pozostaje ok. 1/4 obwodu wyspy. Ta z widokiem na nieodległą wyspę Chicken Island.To punkt wypadowy na wycieczki organizowane dla turystów i surferów.
W towarzystwie niedużych guesthousów hotel Season Paradise wyrasta ponad linię palm, psując trochę krajobraz. Może nie jest ładny, ale wygodny i nowoczesny. Dodatkowo posiada basen typu infinity na dachu ze znakomitą platformą widokową na całą lagunę. Można śmiało polecić to miejsce do wygodnego wypoczynku w trakcie pobytu na Thulusdhoo.




Na wyspie i w okolicach znajdują się też spoty dla surferów. Fale załamują się za lagunami oddzielającymi plaże od Oceanu Indyjskiego. Dopiero widok z drona lub z dachu hotelu uzmysławia, jak dużo tu mielizn i płycizn. Dlatego trudno manewrować większymi stateczkami. Z dachu hotelu można też obserwować spore ławice baraszkujących delfinów i podążające za nimi motorówki z widzami.

Wokół wyspy występują też sandbanki, czyli czyste łachy piachu, służące do organizacji pikników. Dziwaczne plamy piachu na bezkresie Oceanu. Turyści chętnie korzystają z pobytu na takich wysepkach, bo łączą się one przeważnie z jakimś grillowaniem, łowieniem ryb lub nurkowaniem na okolicznej rafie. Na Thulusdhoo także występuje taki cypelek za terenami modernizowanego portu, za nasypem z kamieni, przypominający taka właśnie piaszczystą wysepkę. Bardzo chętnie tam przebywaliśmy, bo przeważnie było cicho, przytulnie i samotnie. Otoczeni tylko wodą. Pewnym utrudnieniem jest tylko odległość tego miejsca od hoteli. Na pewno ponad 3 km spaceru w jedną stronę czeka spragnionych samotności na tej wyspie.

Z wyspy Thulusdhoo można wybrać się na wiele wycieczek, ponieważ atrakcji na samej wyspie jest mało. Po dwóch dniach widziało się już wszystko i trzeba wsiadać na łódź aby poznać okolicę. Hotele i miejscowe tzw. Biura turystyczne, czyli pan ze stolikiem sprzedają wycieczki na okoliczne sandbanki w różnych cenach, zależnie od odległości, ilości osób, wyżywienia lub nastroju (można zamówić romantic dinner). Popularne są również wycieczki na nurkowanie po okolicznych rafach, na różnych głębokościach i z różnym sprzętem. Są też wycieczki do resortów. Ceny wahają się od 10 USD za najbliższe atrakcje aż do ponad 100 USD za wycieczki do resortów. Tam często są opłaty wejściowe za konsumpcję, a więc transport, pobyt bez noclegu z jedzeniem i trunkami może wynieść w sumie około 300 USD za dwie osoby.
Bardzo popularna i niedroga jest wycieczka z Thulusdhoo na widoczną w oddali Chicken Island. Za osobę 5 USD w jedną stronę + 5 USD opłaty wejściowej na wyspę. 30 USD za dwie osoby. Czas pobytu do ustalenia z przewoźnikiem. Można też zamówić sobie dzienne i nocne łowienie ryb, około 2 godzin, za 20-30 USD od osoby.



Na Chicken Island są ładne plaże, płytkie laguny, małe rafy z niewielką ilością kolorowych rybek blisko brzegu i pomost. Na tym atrakcje się kończą, ale największą zaletą jest czysta woda i spokój, prawie bez turystów. Szczęściarze mogą być na wyspie sam (nie licząc obsługi pobierającej entrance fee)
Na wyspie nie ma za dużo punktów gastronomicznych spełniających normy, do których jesteśmy przyzwyczajeni. Cafe dla miejscowych nie zachęcają do wejścia, są jakby zakamuflowane, trudno rozeznać się w cenach i wyborze dań. To raczej jadłodajnie dla lokalnych, więc omijaliśmy je, chociaż w innych krajach w takich knajpkach są najtańsze i najsmaczniejsze potrawy. My stołowaliśmy się w hotelu (takie wyjście oferują prawie każde guesthousy), a także w nowo otwartym barze Toulouse, z sieci Salsa. Jedzenie przyzwoite i duży wybór potraw z różnych kuchni świata (włoska, azjatycka, tajska i hinduska).


Widzieliśmy też pizzerię w jednym z hotelików. Sytuacja zmienia się tutaj bardzo szybko, w budowie jest kilka hotelików dwupiętrowych, które też pewnie otworzą restauracje. Ale dużego wyboru na razie nie ma. Na obiad trzeba wydać od 15-30 USD na dwie osoby.
Domy miejscowych nie różnią się od tych na innych wyspach. Zacienione murami podwórka, domy z kawałków rafy otynkowane i pomalowane przeważnie na narodowe barwy (zielono-czerwone), kryte przeważnie blachą. Ulice to udeptany piasek, zamiatany z liści skrupulatnie przez kobiety. O ubiorach i religii nie wspominam, bo nie ma w tym zakresie różnicy na całych Malediwach. Religia obowiązująca to Islam, a kobiety na czarno od głowy po stopy nie pokazują nawet kawałka ciała i choćby kosmyka włosów. Głos muezzina budzi już o 5.08 rano i przez cały dzień przez megafony nawołuje kilkakrotnie do modlitwy.


Mężczyźni przeważnie długimi godzinami bujają się na "jolie" i oczekują na wypłynięcie na ryby. Środkiem lokomocji jest przede wszystkim rower, ale sporo już widać skuterów i motorów. Jest też jedna taksówka.


Opuszczamy wyspę wieczornym promem i udajemy się na pobliską Dhiffushi. To kolejna zagadka, jak tam będzie, bo każda wyspa zaskakuje. Thulusdhoo nie rozczarowuje, ale też nie zachwyca. Na całym obwodzie wyspy nie ma typowej laguny z rafami i mieliznami. Może tylko w okolicy wspomnianego cypelka. W strefie hoteli plaża jest mała, a przy przypływie nawet nie istnieje, a tzw. laguna to przystań dla łodzi motorowych. Wyspa jest w widocznej przebudowie. Może odrodzą się rafy, może pomysłowo zagospodarują wydartą Oceanowi przestrzeń? Ale to potrwa. Na pewno jednak niedługo otworzą się tam nowe hotele. Już są wykańczane ich wnętrza. Żegnamy Thulusdhoo i po godzinie powinniśmy dopłynąć promem na Dhiffushi.

Harrah's Cherokee Casino & Hotel - JSHub
OdpowiedzUsuńBook your 정읍 출장안마 stay at 아산 출장마사지 Harrah's Cherokee Casino & Hotel in 과천 출장안마 Cherokee, North Carolina. Enjoy 24/7 friendly 안양 출장안마 customer service 밀양 출장마사지 and online booking.